Mea culpa! Tak długo mnie nie było, ale tak naprawdę to
jednak nie mea culpa :(.
Mój kochany komputer odmówił my posłuszeństwa, więc poleciał do naprawy do
naszych zachodnich sąsiadów, wrócił, okazało się, że nie jest naprawiony i
znowu pojechał na wycieczkę… Także byłam pozbawiona mojego Vaio przez ponad
miesiąc, więc mam usprawiedliwienie :D.
Dzisiaj zaległy post z listopada, który miałam przygotowany
przez wystąpieniem małego nieposłuszeństwa ze strony laptopa, ale nie było
zdjęć, więc tak się wstrzymywałam, wstrzymywałam, aż się komputer popsuł! Ha,
to pewnie kara boska za odkładanie rzeczy na później :D.
Chciałam tylko napisać jeszcze, że w tym roku musiałam być
wyjątkowo grzeczna, bo dostałam prawie wszystko z mojej listy życzeń, którą
opublikowałam jakiś czas temu, między innymi Marca Jacobsa Honey!!! Teraz tylko
albo siedzę i wącham, albo podziwiam tę piękną pękatą buteleczkę xD. Ale dosyć paplania o
niczym, przejdźmy do konkretów ;).
Zacznijmy od twarzy – po długim poszukiwaniu jakiejś godnej
alternatywy dla Revlon Colorstay i Estee Lauder Double Wear (chciałam czegoś
lżejszego, z odrobinę mniejszym kryciem, ale też długo trzymającego się na
skórze) można powiedzieć, że zbliżam się powoli do celu. Może nie jest to
jeszcze konkretnie produkt, który w 100% odpowiada moim oczekiwaniom, ale jest
bardzo blisko. Jest to podkład firmy Bourjois, Healthy Mix. Najpierw naczytałam
się miliona recenzji na wizażu, potem obejrzałam swatche w internecie i w końcu
zakupiłam go w sumie pod wpływem impulsu (a tak naprawdę pod wpływem promocji w
Rossmanie 1+1 gratis :P).
Healthy Mix, Bourjois
Konsystencja jest bardziej płynna, ale przyjemnie się
rozprowadza na skórze. Nie tworzy smug, rozprowadza się równomiernie.
Przetestowałam aplikację i ręką (i nogą :P, żart), i pędzlem oraz gąbką. Przy wszystkich
pięknie się rozprowadzał, także aplikacja bez zarzutu. Krycie jest średnie, ale
prawdopodobnie można je zwiększyć nakładając drugą warstwę. Ja nie jestem aż
takim miłośnikiem jednolitej cery, pomagam sobie korektorem. Rozświetla cerę,
nie jest to podkład z efektem matu. Niemniej jednak fantastyczny, zostanie w
mojej kosmetyczce na pewno na dłużej, póki nie znajdę czegoś lepszego. Zapach
jest obłędny! Owocowy, delikatny, odprężający. Co tu dużo mówić, normalnie nie
lubię zapachowej kolorówki, ale tutaj to strzał w dziesiątkę. Wybrałam odcień
52 Vanille, chyba jeden z popularniejszych i jestem bardzo zadowolona, pasuje idealnie
do mojego koloru cery.Trwałość to chyba jedyny minus tego podkładu. Nie jest
tak długotrwały jak Revlon czy Estee Lauder, a producent obiecuje 16h na skórze
(haha, uśmiałam się). Nawet z bazą nie trzyma 8h, także poprawki w ciągu dnia
wskazane.
Ocena: 4/5
Skin Luminizer, MaxFactor
Kto oglądał tegoroczny sezon Top Model będzie kojarzył ten
podkład choćby z widzenia. Tam makijażyści marki sponsorującej program ciągle używali
tego podkładu na uczestni(cz)kach (? :D) programu. Jako osoba, która lubi
testować nowości, wydałam te 6 dych na ten podkład, co było jedną z
najgłupszych rzeczy, jakie zrobiłam. Bez bazy ani rusz. Podkład jedynie dobrze
wygląda nałożony gąbeczką. Konsystencja musu beznadziejnie rozprowadza się
pędzlem, nie wspominając już o palcach. Wchodzi we wszelkie zagłębienia, pory,
krycie średnie, twarz pozostaje tak jakby lepka w dotyku. Niezbyt przyjemne
uczucie. A co do trwałości – też bida z nędzą, po 2 godzinach go nie było!
Jedyne co mu pomogło to baza, więc używam go rzadko i jak już to tylko z bazą.
Na pewno rozświetla, ale ten efekt jest przyćmiony przez jego inne, znaczne
defekty. Efekt rozświetlenia jest raczej taki, jakby ktoś nałożył na siebie
tłusty nawilżający krem, a po tym kremie pozostał świecący film. Ohyda.
Ocena: 2,5/5
Healthy Balance, Bourjois
Puder o aksamitnej, niesamowitej konsystencji to był raczej
impuls niż przemyślany zakup (a to nowość :P). Pachnie nieziemsko i bardzo
ładnie współgra z podkładem Healthy mix Bourjois. Kolor również dopasowany do
podkładu, jedyny minusik (ale maleńki) – mógłby troszkę dłużej trzymać się na skórze.
Bardzo ładnie pachnie, zapach podobny do zapachu podkładu z tej samej serii. W
środku duże lusterko (co skutkuje dużym plusem :D), opakowanie małe zgrabne,
świetne do torebki, nic mi się nie połamało czy pokruszyło, a często zabieram
go ze sobą.
Ocena: 4/5
Under Makeup Base, Inglot
Zniechęcona efektem, jaki pozostawiał na mojej twarzy
podkład z MaxFactor, Skin Luminizer postanowiłam dać mu ostatnią szansę i kupić
pod niego jakąś bazę. Koleżanka poleciła mi bazę wygładzającą z Inglota. Gdy
testowałam ją na stoisku i rozsmarowałam odrobinę na ręce – byłam oczarowana!
Rzeczywiście po tej bazie skóra jest wygładzona, mięciutka w dotyku. Czy jest
dobrą bazą pod makijaż – MaxFactor uratował (jeśli w ogóle można mówić o
uratowaniu tego podkładu… Wybaczcie, ale jestem nim zniesmaczona :D). Raz dla
eksperymentu posmarowałam się bazą po ustach i po nałożeniu na nie szminki –
usta miały wreszcie kolor taki, jaki prezentuje opakowanie szminki! Kolor był
niesamowicie intensywny, więc może coś w tym jest ;). Baza niestety ma jeden
ogromny mankament – zapchała mnie i to za każdym razem, jak jej używałam,
pojawiał się jakiś mały towarzysz niedoli… Ale czemu się dziwić, jak sam
silikon w składzie – to i komedogenne składniki na własne życzenie. Używam
tylko na imprezy, kiedy potrzebuję przetrwania makijażu w ekstremalnych
warunkach ;).
Ocena: 3,8/5
True Match, L’Oreal
Co do tego korektora mam mieszane uczucia. Na pewno w miarę
dobrze kryje niedoskonałości, co do worków pod oczami – nie jest to krycie
idealne, ale ujdzie. Konsystencja jest też nienajgorsza, chociaż mam wrażenie,
że podkreśla strukturę skóry, co nie zawsze jest plusem. Też delikatnie wchodzi
w załamiania. Mam jednakże większe zastrzeżenia co do jego trwałości. Nie wiem,
czy to zależy od humoru mojej cery, czy od rodzaju pielęgnacji zastosowanej na
noc przed, ale są dni kiedy przetrwa cały dzień bez szwanku, lecz częściej zdarza
mu się znikać po kilku godzinach. Czasem też nieładnie wchodzi w pory i brzydko
je podkreśla. Kupiłam go na promocji, ale nie wiem, czy ok. 40 zł za korektor,
pod którym stawiam niemały znak zapytania, jest tyle warty. Lepiej się chyba
jednak sprawował Camouflage z Catrice.
Ocena: 3/5
Swatche:
1. True Match, L'Oreal, odcień 2 Vanilla
2. Skin Luminizer, Max Factor, odcień 45 Warm Almond
3. Healthy Mix, Bourjois, odcień 52 Vanilla
Przejdźmy teraz do ust! Co miesiąc muszę kupić jakiś produkt
do ust, czy to do pielęgnacji, czy to kolorówka – nie ma znaczenia. Dwie pomadki
M.A.C. dostałam na urodziny (AAAA! Pełna ekscytacja ;P), a lip stain z Revlonu
i błyszczyk z Rimmela to też był impuls (… Edyta! ;D).
Ruby Woo, M.A.C. + Rebel (!!!!), M.A.C.
Co tu dużo gadać… M.A.C. to klasa sama w sobie, Rebel
przecudny, każdy mi chwali, Ruby Woo piękny soczysty, matowy kolor. Rebel
troszkę mniej trwały, Ruby Woo tak trwały, że aż trudno zmyć :D, też ciężko się
go aplikuje przez matową formułę. Ruby Woo przez to, że ma matowe wykończenie
może podkreślać suche skórki, więc bez porządnego nawilżenia przed nie ma co
się bawić. Niesamowite, na pewno jeszcze kiedyś rozpieszczę się ich pomadkami.
Już mam w planach inny, bardziej neutralny kolor, na co dzień. Rebel pachnie
budyniem waniliowym (dziwne :P).
Ocena: 4,75/5
Swatche:
1. Rebel
2. Ruby Woo
Just Bitten Lip Stain, Revlon
Bardziej różowy odpowiednik Rebel z M.A.C. o gładkim,
błyszczykowym wręcz wykończeniu. Supetrwały, trudny do zmycia mleczkiem do
demakijażu, ale efekt piorunujący ;)! Zawsze znajomi chwalą, gdy mam go na
ustach. Przypomina pomadki ochronne, ale z dosyć mocnym kryciem. Bardzo
intensywny kolor, świetny na jesień/zimę. Zapach miętowy, co jest ciekawym
dodatkiem. Bardzo ergonomiczny, używam cały czas, a zużyłam może ¼. Jedyny
minusik – opakowanie szybko się starło, a fe. Szkoda, że nie ma neutralnego
różu w gamie kolorystycznej :(,
byłby świetny na co dzień.
Ocena: 4,75/5
Apocalips, Rimmel
Szkoda gadać, jedyne, co w tym błyszczyku jest warte uwagi
to zapach (trochę kisiel? :D Tak bym określiła). Może to kwestia koloru, jaki
wybrałam, ale brzydko się rozprowadza, niejednolicie, niesamowicie się klei i
jest nietrwały. Masakra :P. Czasem jak mam dobry humor i niezrażona
przeciwnościami losu (xD) nałożę go sobie i nadmiar zdejmę chusteczką to można
znieść jego mankamenty, ale co to za sens kupować błyszczyk, a potem ścierać
jego połowę z ust, żeby dobrze wyglądał?
Ocena: 2/5
Swatche:
1. Just Bitten Kissable Lip Stain, Revlon, odcień 030 Smitten Eprise
2. Apocalips Lip Lacquer, Rimmel, odcień 600 Nude Eclipse
No i został ostatni produkt, który koniecznie chciałam
opisać, a jest to:
Color Tattoo 24h, Maybelline
Jest to cień w kremie w małym słoiczku wychwalany przez
wszystkie vlogerki pod niebiosa. Niesamowicie trwały, bardzo napigmentowany,
kremowa konsystencja umożliwia równomierne rozprowadzenie. Kolor można
stopniować poprzez nałożenie większej ilości cienia, więc możemy uzyskać
delikatny efekt, albo mocno błyszczący. Ja używam jako samodzielnego cienia,
czasem jako bazy, nawet pod jasne cienie! Jasny cień bazowy ładnie przykryje
ten miedziany kolor, a będzie trzymał się dłużej. Trwałość jest fantastyczna!
Nie przeszkadza mi aplikacja palcem, pewnie pędzlem też jest możliwa, ale kto
by się rozdrabniał (haha :D). Minusik – za mało kolorów! W USA są wszystkie
kolory tęczy (co mnie napawa smutkiem, bo niektóre kolory są naprawdę super).
Ocena 4,9/5 (za ten wybór kolorystyczny! :/)
Swatche:
1. Under Make-Up Base, Inglot
2. Color Tattoo 24 HR, Maybelline, odcień 35 On and on Bronze
Każdy z tych produktów miałam okazję potestować miesiąc. Wszystkie
opinie to moje subiektywne oceny – nie jestem ekspertem ani make up artist, ale
uwielbiam kosmetyki, lubię się malować i lubię też czytać opinie innych na
internecie, zanim zainwestuję w jakiś produkt. Mam nadzieję, że komuś to pomoże :).
Buziaki!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz