czwartek, 8 stycznia 2015

recenzja grudniowych nowości

Witajcie w Nowym Roku! Wszystkiego Najwspanialszego życzę nam wszystkim, ha! :D 


Dzisiaj przybywam (:d) z krótką recenzją grudniowej kolorówki, nie ma tego za dużo, bo wiecie, grudzień, prezenty plus wyprzedaże w zarze (:(((((!!!) = budżet mniejszy i w ogóle ;D. Mam dwa nowe kosmetyki do twarzy, 4 lakiery, o których uznałam, że warto wspomnieć, kredkę do brwi i masełko do ust. To jedziemy! :D




Touche Eclat, Yves Saint Laurent



Już od dłuższego czasu czaiłam się na ten korektor, ale jest troszeńkę (troszenieńkę xD) drogi. Jednak do marki YSL mam sentyment, ponieważ pierwszym kosmetykiem z górnej półki, który nabyłam jako nastolatka był tusz do rzęs Effet Faut Cills właśnie YSL (nota bene świetny!) i jakoś uwielbienie do marki pozostało ;). Touche Eclat to głównie korektor rozświetlający, ale to nie znaczy, że ma chamskie drobiny brokatu w sobie, absolutnie nie – wręcz nie mogę się dopatrzeć moim ślepym okiem żadnych błyskotek w tym produkcie, a mimo to spełnia swoją rozświetlającą misję (xD hehe, głupek ze mnie wiem :P). Bardzo fajna kremowa konsystencja, pięknie się wchłania i co najważniejsze – MA KRYCIE (wooo!). Jest to średnie krycie, ale w na obecny stan mojej cery jest wystarczające. Nie zauważyłam, żeby wysuszał. Martwi mnie jednak, że nie widzę, ile produktu mi jeszcze zostało i nie wiem, czy mogę szaleć, czy lepiej nie zagalopować się za bardzo :P. Pomijając ten malutki mankamencik opakowanie jest eleganckie, klasyczne, aplikator w pędzelku – mam mieszane uczucia, bo i tak wklepuję palcem.

Ocena:  4,8/5 (głównym minusem cena :(, no i to opakowanie takie meh… sama nie wiem)

Glamma Powder, Bed Head, TIGI


Kupiłam ten puder z myślą, że będzie on dla mnie bronzerem (tzn. początkowo byłam przekonana, że to bronzer, potem odkryłam, że to podkład w kompakcie xD), co nie zmienia faktu, iż używam go jako bronzera. Dobrze się rozprowadza, ale trzeba uważać, żeby nie narobić smug, trwałość taka sobie, nie powala na kolana. Raczej go nie kupię drugi raz. Wielkim plusem jest opakowanie! Lusterko, a pod spodem kolejne piętro z gąbką i drugim quasi-lusterkiem (choć ta gąbka wydaje mi się lekko zakaźna i tak z niej nie korzystam :D).

Ocena: 3,75/5

Swatche:
  
na górze: Glamma Powder, Bed Head TIGI, odcień Charm
na dole: Touche Eclat, Yves Saint Laurent, odcień 2,5 Illuminous Vanilla


O2M, Breathable Nail Enamel, Inglot

W mojej głowie miałam pewne wyobrażenie koloru, jaki chciałam mieć na paznokciach, a że nie mogłam odnaleźć jego odpowiednika w drogerii, moje stopy zaniosły mnie na stoisko Inglota. Tam dopiero odnalazłam ucieleśnienie moich wyobrażeń (:D), więc zachęcona jeszcze dodatkowo zachwytami pracowniczki Inglota postanowiłam go nabyć. Lakier nie ma szkodliwego dla paznokci formaldehydu i innych złych substancji, wystarczy jedna warstwa dla przyzwoitego efektu, choć idealnie jest po dwóch. Co do trwałości – średnio, po dwóch dniach miałam odpryski, ale może być to kwestia długich paznokci + ciągłego szybkiego pisania na komputerze. Nie wiem, czy kupiłabym go ponownie, ponieważ 35 zł za lakier, który, może i nie jest szkodliwy dla paznokci, ale odpryskuje się po dwóch dniach, to dyskusyjna cena. Chyba lepiej już kupić Essie – taniej, a lepsza jakość i świetny wybór kolorów.

Ocena: 3/5

WOW Glamour Sand, Wibo

Przez przypadek zakupiłam jeden kolorek z tej kolekcji zaciekawiona efektem piasku, którego jeszcze moje ani paznokcie, ani oczy nie widziały :D. Zachwycona efektem pobiegłam następnego dnia kupić dwa inne odcienie. Trwałość – świetna, lakier spokojnie nosi się tydzień, nic się z nim nie dzieje, a przez piaskową fakturę nie widać żadnych zadarć, rysek czy wgnieceń. Na paznokciach prezentuje się pięknie, bardzo oryginalnie, efektownie i świątecznie! Mieni się na wszystkie kolory i dodatkowo ma w sobie bardzo dużo brokatu. Jeśli ktoś lubi błyszczeć w święta – na pewno przypadnie mu do gustu efekt, jaki oferuje ta linia lakierów z Wibo. Idealnie nada się również na imprezy, karnawał, jakieś większe okazje, chociaż ja jestem rebel i noszę go na co dzień (:D). Zmywanie go nie jest zbytnio utrudnione, ale też nie jest to standardowy lakier, więc trzeba troszkę więcej czasu poświęcić na jego usunięcie. Jednak dla takiego efektu – warto! Opcja dla leniwych :D, raz pomalujesz, na tydzień masz święty spokój.

Ocena: 5/5 (WOW xD)

Lip Butter Vanilla&Macadamia, Nivea


Ten produkt wzbudza we mnie dużo miłości, ale też trochę poirytowania, dlatego zacznijmy najpierw od dobrych stron. Zapach jest magiczny, budyniowy, słodziutki, idealny na zimową porę, konsystencja kremowa, rozprowadza się jak wazelina i zostawia delikatny biały nalot na ustach, co nie jest wcale wadą ;P. Zauważyłam nawilżenie, używam go i używam, a wcale się nie zużywa, no i jest tani. Minusem jest to opakowanie cholerne, w którym trzeba dłubać palcem, dlatego nie często go zabieram ze sobą, raczej maluję się w nim w domu przed wyjściem albo przed snem smaruję grubą warstwą, a rano budzę się z mięciutkimi usteczkami wprost do całowania (:DDD …).

Ocena: 4,75/5

Eyebrow Designer, Essence

Ja nie wiem, co Essence ma w głowie, ale denerwują mnie te ich ciągłe zmiany asortymentu. Niech zmieniają sobie cienie, pomadki, inną kolorówkę, ale nie barwy kredek do brwi!!! Normalnie używam zestawu ze Sleeka do malowania brwi, ale czasem nie chce mi się być Salvadorem Dali brwi i wywijać pędzlem w prawo i w lewo, a kredka gwarantuje szybki efekt przy minimalnym wysiłku. Wcześniejszy kolor tej kredki do brwi był bardziej brązowy, teraz jest jakiś szary, popielaty, kompletnie mi nie pasuje, a na zdjęciach wychodzę, jakbym miała siwe brwi (już niedługo :D hehe). Straszny zawód odczułam, będę musiała znaleźć nową kredkę albo wreszcie się zmuszę i kupię to Gimme brow :D.

Ocena: 3,75/5

Jak widzicie, w tym miesiącu mało tego, bo wyprzedaże… (Wciąż czekam na paczkę z Pull&Bear, co z nimi jest nie tak???). W styczniu też nie będzie szaleństwa, bo sesja, a poza tym gromadzę fundusze, ponieważ w lutym jadę do Berlina i zamierzam zaszaleć (huehue xD) w Primarku ;P i Lush. Odkryłam też, że można kupić produkty Soap&Glory w niemieckim Douglasie, więc stolico nadchodzę xD!

Jeszcze raz życzę Wam samych pozytywnych wibracji w Nowym Roku i do przeczytania (? -.-) w następnym poście!

Buziaki!

recenzja listopadowych nowości

Mea culpa! Tak długo mnie nie było, ale tak naprawdę to jednak nie mea culpa :(. Mój kochany komputer odmówił my posłuszeństwa, więc poleciał do naprawy do naszych zachodnich sąsiadów, wrócił, okazało się, że nie jest naprawiony i znowu pojechał na wycieczkę… Także byłam pozbawiona mojego Vaio przez ponad miesiąc, więc mam usprawiedliwienie :D.
Dzisiaj zaległy post z listopada, który miałam przygotowany przez wystąpieniem małego nieposłuszeństwa ze strony laptopa, ale nie było zdjęć, więc tak się wstrzymywałam, wstrzymywałam, aż się komputer popsuł! Ha, to pewnie kara boska za odkładanie rzeczy na później :D.

Chciałam tylko napisać jeszcze, że w tym roku musiałam być wyjątkowo grzeczna, bo dostałam prawie wszystko z mojej listy życzeń, którą opublikowałam jakiś czas temu, między innymi Marca Jacobsa Honey!!! Teraz tylko albo siedzę i wącham, albo podziwiam tę piękną pękatą buteleczkę xD. Ale dosyć paplania o niczym, przejdźmy do konkretów ;).



Zacznijmy od twarzy – po długim poszukiwaniu jakiejś godnej alternatywy dla Revlon Colorstay i Estee Lauder Double Wear (chciałam czegoś lżejszego, z odrobinę mniejszym kryciem, ale też długo trzymającego się na skórze) można powiedzieć, że zbliżam się powoli do celu. Może nie jest to jeszcze konkretnie produkt, który w 100% odpowiada moim oczekiwaniom, ale jest bardzo blisko. Jest to podkład firmy Bourjois, Healthy Mix. Najpierw naczytałam się miliona recenzji na wizażu, potem obejrzałam swatche w internecie i w końcu zakupiłam go w sumie pod wpływem impulsu (a tak naprawdę pod wpływem promocji w Rossmanie 1+1 gratis :P). 

Healthy Mix, Bourjois


Konsystencja jest bardziej płynna, ale przyjemnie się rozprowadza na skórze. Nie tworzy smug, rozprowadza się równomiernie. Przetestowałam aplikację i ręką (i nogą :P, żart), i pędzlem oraz gąbką. Przy wszystkich pięknie się rozprowadzał, także aplikacja bez zarzutu. Krycie jest średnie, ale prawdopodobnie można je zwiększyć nakładając drugą warstwę. Ja nie jestem aż takim miłośnikiem jednolitej cery, pomagam sobie korektorem. Rozświetla cerę, nie jest to podkład z efektem matu. Niemniej jednak fantastyczny, zostanie w mojej kosmetyczce na pewno na dłużej, póki nie znajdę czegoś lepszego. Zapach jest obłędny! Owocowy, delikatny, odprężający. Co tu dużo mówić, normalnie nie lubię zapachowej kolorówki, ale tutaj to strzał w dziesiątkę. Wybrałam odcień 52 Vanille, chyba jeden z popularniejszych i jestem bardzo zadowolona, pasuje idealnie do mojego koloru cery.Trwałość to chyba jedyny minus tego podkładu. Nie jest tak długotrwały jak Revlon czy Estee Lauder, a producent obiecuje 16h na skórze (haha, uśmiałam się). Nawet z bazą nie trzyma 8h, także poprawki w ciągu dnia wskazane.

Ocena: 4/5

Skin Luminizer, MaxFactor


Kto oglądał tegoroczny sezon Top Model będzie kojarzył ten podkład choćby z widzenia. Tam makijażyści marki sponsorującej program ciągle używali tego podkładu na uczestni(cz)kach (? :D) programu. Jako osoba, która lubi testować nowości, wydałam te 6 dych na ten podkład, co było jedną z najgłupszych rzeczy, jakie zrobiłam. Bez bazy ani rusz. Podkład jedynie dobrze wygląda nałożony gąbeczką. Konsystencja musu beznadziejnie rozprowadza się pędzlem, nie wspominając już o palcach. Wchodzi we wszelkie zagłębienia, pory, krycie średnie, twarz pozostaje tak jakby lepka w dotyku. Niezbyt przyjemne uczucie. A co do trwałości – też bida z nędzą, po 2 godzinach go nie było! Jedyne co mu pomogło to baza, więc używam go rzadko i jak już to tylko z bazą. Na pewno rozświetla, ale ten efekt jest przyćmiony przez jego inne, znaczne defekty. Efekt rozświetlenia jest raczej taki, jakby ktoś nałożył na siebie tłusty nawilżający krem, a po tym kremie pozostał świecący film. Ohyda.

Ocena: 2,5/5

Healthy Balance, Bourjois


Puder o aksamitnej, niesamowitej konsystencji to był raczej impuls niż przemyślany zakup (a to nowość :P). Pachnie nieziemsko i bardzo ładnie współgra z podkładem Healthy mix Bourjois. Kolor również dopasowany do podkładu, jedyny minusik (ale maleńki) – mógłby troszkę dłużej trzymać się na skórze. Bardzo ładnie pachnie, zapach podobny do zapachu podkładu z tej samej serii. W środku duże lusterko (co skutkuje dużym plusem :D), opakowanie małe zgrabne, świetne do torebki, nic mi się nie połamało czy pokruszyło, a często zabieram go ze sobą.

Ocena: 4/5

Under Makeup Base, Inglot



Zniechęcona efektem, jaki pozostawiał na mojej twarzy podkład z MaxFactor, Skin Luminizer postanowiłam dać mu ostatnią szansę i kupić pod niego jakąś bazę. Koleżanka poleciła mi bazę wygładzającą z Inglota. Gdy testowałam ją na stoisku i rozsmarowałam odrobinę na ręce – byłam oczarowana! Rzeczywiście po tej bazie skóra jest wygładzona, mięciutka w dotyku. Czy jest dobrą bazą pod makijaż – MaxFactor uratował (jeśli w ogóle można mówić o uratowaniu tego podkładu… Wybaczcie, ale jestem nim zniesmaczona :D). Raz dla eksperymentu posmarowałam się bazą po ustach i po nałożeniu na nie szminki – usta miały wreszcie kolor taki, jaki prezentuje opakowanie szminki! Kolor był niesamowicie intensywny, więc może coś w tym jest ;). Baza niestety ma jeden ogromny mankament – zapchała mnie i to za każdym razem, jak jej używałam, pojawiał się jakiś mały towarzysz niedoli… Ale czemu się dziwić, jak sam silikon w składzie – to i komedogenne składniki na własne życzenie. Używam tylko na imprezy, kiedy potrzebuję przetrwania makijażu w ekstremalnych warunkach ;).

Ocena: 3,8/5

True Match, L’Oreal


Co do tego korektora mam mieszane uczucia. Na pewno w miarę dobrze kryje niedoskonałości, co do worków pod oczami – nie jest to krycie idealne, ale ujdzie. Konsystencja jest też nienajgorsza, chociaż mam wrażenie, że podkreśla strukturę skóry, co nie zawsze jest plusem. Też delikatnie wchodzi w załamiania. Mam jednakże większe zastrzeżenia co do jego trwałości. Nie wiem, czy to zależy od humoru mojej cery, czy od rodzaju pielęgnacji zastosowanej na noc przed, ale są dni kiedy przetrwa cały dzień bez szwanku, lecz częściej zdarza mu się znikać po kilku godzinach. Czasem też nieładnie wchodzi w pory i brzydko je podkreśla. Kupiłam go na promocji, ale nie wiem, czy ok. 40 zł za korektor, pod którym stawiam niemały znak zapytania, jest tyle warty. Lepiej się chyba jednak sprawował Camouflage z Catrice.

Ocena: 3/5

Swatche:

 1. True Match, L'Oreal, odcień 2 Vanilla
 2. Skin Luminizer, Max Factor, odcień 45 Warm Almond
 3. Healthy Mix, Bourjois, odcień 52 Vanilla
 
Przejdźmy teraz do ust! Co miesiąc muszę kupić jakiś produkt do ust, czy to do pielęgnacji, czy to kolorówka – nie ma znaczenia. Dwie pomadki M.A.C. dostałam na urodziny (AAAA! Pełna ekscytacja ;P), a lip stain z Revlonu i błyszczyk z Rimmela to też był impuls (… Edyta! ;D).

Ruby Woo, M.A.C. + Rebel (!!!!), M.A.C.


Co tu dużo gadać… M.A.C. to klasa sama w sobie, Rebel przecudny, każdy mi chwali, Ruby Woo piękny soczysty, matowy kolor. Rebel troszkę mniej trwały, Ruby Woo tak trwały, że aż trudno zmyć :D, też ciężko się go aplikuje przez matową formułę. Ruby Woo przez to, że ma matowe wykończenie może podkreślać suche skórki, więc bez porządnego nawilżenia przed nie ma co się bawić. Niesamowite, na pewno jeszcze kiedyś rozpieszczę się ich pomadkami. Już mam w planach inny, bardziej neutralny kolor, na co dzień. Rebel pachnie budyniem waniliowym (dziwne :P).

Ocena: 4,75/5

Swatche:
  
 1. Rebel
 2. Ruby Woo

Just Bitten Lip Stain, Revlon


Bardziej różowy odpowiednik Rebel z M.A.C. o gładkim, błyszczykowym wręcz wykończeniu. Supetrwały, trudny do zmycia mleczkiem do demakijażu, ale efekt piorunujący ;)! Zawsze znajomi chwalą, gdy mam go na ustach. Przypomina pomadki ochronne, ale z dosyć mocnym kryciem. Bardzo intensywny kolor, świetny na jesień/zimę. Zapach miętowy, co jest ciekawym dodatkiem. Bardzo ergonomiczny, używam cały czas, a zużyłam może ¼. Jedyny minusik – opakowanie szybko się starło, a fe. Szkoda, że nie ma neutralnego różu w gamie kolorystycznej :(, byłby świetny na co dzień. 

Ocena: 4,75/5

Apocalips, Rimmel


Szkoda gadać, jedyne, co w tym błyszczyku jest warte uwagi to zapach (trochę kisiel? :D Tak bym określiła). Może to kwestia koloru, jaki wybrałam, ale brzydko się rozprowadza, niejednolicie, niesamowicie się klei i jest nietrwały. Masakra :P. Czasem jak mam dobry humor i niezrażona przeciwnościami losu (xD) nałożę go sobie i nadmiar zdejmę chusteczką to można znieść jego mankamenty, ale co to za sens kupować błyszczyk, a potem ścierać jego połowę z ust, żeby dobrze wyglądał?

Ocena: 2/5

Swatche:

 1. Just Bitten Kissable Lip Stain, Revlon, odcień 030 Smitten Eprise
 2. Apocalips Lip Lacquer, Rimmel, odcień 600 Nude Eclipse

No i został ostatni produkt, który koniecznie chciałam opisać, a jest to:

Color Tattoo 24h, Maybelline


Jest to cień w kremie w małym słoiczku wychwalany przez wszystkie vlogerki pod niebiosa. Niesamowicie trwały, bardzo napigmentowany, kremowa konsystencja umożliwia równomierne rozprowadzenie. Kolor można stopniować poprzez nałożenie większej ilości cienia, więc możemy uzyskać delikatny efekt, albo mocno błyszczący. Ja używam jako samodzielnego cienia, czasem jako bazy, nawet pod jasne cienie! Jasny cień bazowy ładnie przykryje ten miedziany kolor, a będzie trzymał się dłużej. Trwałość jest fantastyczna! Nie przeszkadza mi aplikacja palcem, pewnie pędzlem też jest możliwa, ale kto by się rozdrabniał (haha :D). Minusik – za mało kolorów! W USA są wszystkie kolory tęczy (co mnie napawa smutkiem, bo niektóre kolory są naprawdę super).

Ocena 4,9/5 (za ten wybór kolorystyczny! :/)

Swatche:
 1. Under Make-Up Base, Inglot
 2. Color Tattoo 24 HR, Maybelline, odcień 35 On and on Bronze

Każdy z tych produktów miałam okazję potestować miesiąc. Wszystkie opinie to moje subiektywne oceny – nie jestem ekspertem ani make up artist, ale uwielbiam kosmetyki, lubię się malować i lubię też czytać opinie innych na internecie, zanim zainwestuję w jakiś produkt. Mam nadzieję, że komuś to pomoże :)

Buziaki! 






wtorek, 9 września 2014

lista życzeń #1 : kosmetyki


1. szminka M.A.C., odcień Rebel
2. róż NYX, odcień Taupe
3. pędzel Maestro do konturowania MODELAGE, złota kolekcja
4. Jumbo Eye Pencil NYX, odcień Iced Mocha
5. Gimme Brow, Benefit
 


1. Cicalfate Post-Acte, Avene
2. Honey, Marc Jacobs
3. lakier w kolorze oberżyny Barry M.
4. różany płyn micelarny, Ziaja
5. suchy olejek do ciała i włosów, Nuxe

Szminka w odcieniu oberżyny to mój niezbędnik na jesień. Uwielbiam malować usta na różne kolory, a jesień i zima to jedyna pora, kiedy można użyć tak, nie ukrywajmy, ciężkich i ciemnych kolorów. Podobnie z lakierami do paznokci - nie lubię mieć pomalowanych na ciemno paznokci w ciepłe dni. Wydaje mi się jak najbardziej naturalnym to, że na jesień malujemy paznokcie na ciemno, a w lecie na jasno - nie wiem, może coś ze mną nie tak ;). Tutaj kolor wybrałam tak, żeby pasował do barwy szminki z M.A.C. Jesienią można sobie pozwolić na cięższy, intensywniejszy makijaż niż latem, dlatego na mojej liście życzeń znalazły się róż w ciemnym, prawie brązowym odcieniu (prawie jak bronzer ;D) i pędzel do konturowania, przepiękny, elegancki, ze złotej kolekcji Maestro. Dodatkowo można bardziej zaszaleć na powiece bez obawy, że cokolwiek spłynie w 40 stopniowym upale, a kredka do oczu z NYXa w szampańskim kolorze idealnie będzie komponować się w codziennym makijażu. Gimme Brow to chyba nie muszę tłumaczyć ;). Piękne, zadbane, wymodelowane brwi stanowią oprawę do jesiennego intensywnego makijażu.

Co do pielęgnacji - jesienią trzeba nastawić się na nawilżenie po intensywnej pracy skóry w wakacje i narażeniu jej na wszystkie nieodzowne elementy lata - słońce, wiatr, słona woda, pot. Dlatego na moim pierwszym miejscu brat standardowego Cicalfate, który jest cudotwórcą, jeśli chodzi o zmęczoną, zaniedbaną, przesuszoną cerę, z problemami. Chciałam również wypróbować, ponieważ standardowy Cicalfate jest za ciężki pod makijaż, a ten ma lżejszą formułę, więc wydaje się idealny jako kremik pod ;). Na perfumy Marca Jacobsa czaję się już od dłuższego czasu, ale są drogie w porównaniu do innych, których normalnie używam, więc wrzuciłam je na swoją listę z nadzieją, że może jednak kiedyś zgrzeszę, bo zapach jest OBŁĘDNY! :) Różany płyn micelarny będzie idealnym dopełnieniem jesiennej pielęgnacji, gdzie skóra traci swoją promienność po wakacjach, podobnie suchy olejek Nuxe, który świetnie wygląda na skórze i włosach, zwłaszcza ta wersja z drobinkami, a dodatkowe nawilżenie skórze i włosom nigdy nie zaszkodzi.

A Wy, jakie macie jesienne pragnienia? :D

Buziaki!

sobota, 16 sierpnia 2014

Relacja z Santorini







Kilka słów wstępu

Santorini to jeden z małych archipelagów wchodzących w skład Cyklad na Morzu Egejskim. Największa wyspa archipelagu Świętej Ireny to Thira i właśnie na niej miałam okazję spędzić bajkowy lipcowy tydzień swoich tegorocznych wakacji. Mówi się, że 80% greckich pocztówek przedstawia Santorini i na pewno jest to prawda. Jeżeli ktoś szuka przepięknych białych domków z niebieskimi okiennicami i kościółków  z błękitnymi kopułami – tam znajdzie je na każdym kroku. Do tego kolorowa roślinność lekko przypalona słońcem ze względu na chroniczny brak opadów oraz wąskie uliczki – serpetyny – to wszystko składa się na standardowy widok wyspy. 




Tubylcy mówią, że na Santorini jest więcej wina niż wody oraz więcej osiołków niż ludzi – uprawia się tam ponad 40 gatunków winogron i produkuje lokalne wino. Mnie najbardziej przypadło do gustu Vinsanto – wino o mocno śliwkowym smaku i zapachu, które można kupić w każdej winiarni czy supermarkecie. Jego ceny w zależności od rocznika wahają się między 5 a 120 euro za butelkę. Co do osiołków, jest to swoisty symbol wyspy, po której nadal ludzie poruszają się na tychże sympatycznych zwierzątkach. Ze względu na wąskie uliczki i górzysty teren tej wulkanicznej wyspy niektóre drogi są nie do pokonania samochodem czy quadem. 




Jako nastolatka zawsze marzyłam o podróży na Santorini – bajkowe zdjęcia zachodu słońca i wiatraków w Oia przedstawiają się niesamowicie. W rzeczywistości można się troszkę rozczarować, ale o tym za chwilę :). Niemniej jednak cieszę się bardzo, że miałam okazję zwiedzić ten kawałek Grecji i z czystym sercem mogę polecić każdemu, kto chce zobaczyć typową „podręcznikową” Grecję wyspiarską. Koniec z tym małym wstępem, przejdźmy więc do wiadomości praktycznych.



Podróż na Santorini

Po 15 latach przerwy wznowiono loty z Polski na Santorini. Kiedyś organizowały je bodajże 3 biura podróży, lecz ze względu na brak opłacalności zrezygnowano z organizowania wyjazdów do tej części Grecji. 2014 rok jest pierwszym rokiem po piętnastu latach, kiedy można znowu polecieć na Santorini i miejmy nadzieję, że tak pozostanie ;). Po małych poszukiwaniach zauważyłam, że obecnie tylko Itaka oferuje zorganizowane wczasy na Santorini, ale myślę, że szybko się to zmieni ze względu na ogromny potencjał turystyczny wyspy. Ja leciałam z Itaką i oprócz „małego” incydentu z opóźnionym o 11h lotem można powiedzieć, że wszystko odbyło się zgodnie z planem i umową. 

Wszystkie hotele z oferty Itaki są położone w turystycznej miejscowości Kamari, przepięknie usytuowanej przy największych wzniesieniach na wyspie (m.in. proroka Eliasza). Leżąc na plaży widzi się przylatujące i odlatujące dosłownie co 15 minut samoloty z bardzo bliska. Na początku jest to niespotykany widok, ale z czasem człowiek się do niego przyzwyczaja :). O dziwo, nie jest bardzo głośno – prawie w ogóle nie słychać lądowania samolotów w pobliskiej Firze, stolicy wyspy.




Co zobaczyć?

Nie jestem ekspertem ani przewodnikiem, ale na pewno warto odwiedzić stolicę wyspy Firę, flagową miejscowość Oię, miejscowości Megalohori, Mesa Gonia i Exo Gonia, Pyrgos oraz wykopaliska na Akrotiri, gdzie znajdują się Pompeje minojskie.

Każde z tych miejsc oferuje inne obrazy. W stolicy, Firze znajdziecie mnóstwo hoteli i domków-jaskiń położonych na klifie, muzea, wiele drogich sklepów z biżuterią oraz port, do którego można dostać się bądź z niego wrócić dłuuugimi schodami lub kolejką linową. W upale nie ma szans na pokonanie schodów, więc od razu warto skierować się do kolejki. Ze stolicy rozpościera się przepiękny widok na kalderę, która powstała w wyniku wybuchu wulkanu na Santorynie. Na miejscu można wykupić wycieczkę – rejs statkiem po kalderze z wizytą na mniejszych wysepkach archipelagu Santorini – Nea Kameni, gdzie znajdują się gorące źródła. Warto się udać w taki rejs, gdyż widoki są niesamowite. 





Oia – tak jak wcześniej napisałam jest flagową miejscowością na wyspie. To ona jest na wszystkich pocztówkach nie tylko z Santorini, ale i Grecji. Kościoły z dzwonnicami, wiatraki na tle zachodów słońca, domy-groty na klifie, ruiny weneckiego zamku – to wszystko znajdziemy w Oia. Niestety ze względu na przepiękne widoki i wspaniałą zabudowę miasteczka panuje tam wieczny natłok turystów, zwłaszcza w okresie wakacyjnym czerwiec – wrzesień. Tłumy są ogromne, gdyż przybywają tam nie tylko turyści wypoczywający na Santorynie, ale również ci z Krety, z której można wybrać się na jednodniową wycieczkę po wyspie. Obejrzenie zachodu słońca w tłumie turystów, którzy przeciskają się w wąskich, śliskich uliczkach z aparatami, by zrobić jak najładniejsze zdjęcie nie zaliczam do udanych punktów tego wyjazdu, ale cóż… Każdy ma prawo podróżować ;).  Przewodniczka powiedziała nam, że mniej ludzi jest przed godziną 9 rano, więc jeśli ktoś to czyta i wybiera się na Santorini – niech skorzysta z małej porady :).





Pyrgos, Megalohori i Exo Gonia to miejscowości z typowo grecką zabudową, niezwykle urocze, gdzie z dala od zgiełku i turystów można pobłądzić wąskimi białymi uliczkami i w spokoju napić się lokalnego wina. W Megalohori, o ile dobrze pamiętam, znajduje się również najstarszy kościół na wyspie. 







Mesa Gonia jest małą miejscowością, w której zobaczymy, jak wyglądała wyspa po wybuchu wulkanu. Ruiny domów gęsto porośnięte wysuszoną trawą dają niesamowity obraz tego, jak destrukcyjną siłą dysponuje wulkan na Santorini, który wciąż jest aktywny.



Akrotiri to miejsce, gdzie znajdują się wykopaliska umieszczone w wielkim zadaszonym budynku, pozostałości po pompejach minojskich. Bilet wstępu to 5 euro (normalny), 3 euro (ulgowy, trzeba mieć legitymację szkolną lub studencką). Dla dzieci do pewnego wieku wstęp jest bezpłatny.

Warto wspomnieć również o miejscowości Perissa, która znajduje się po drugiej stronie góry, u stóp której leży Kamari. Jest to rozwijająca się miejscowość turystyczna z bardzo ładną plażą i dużą ilością knajp i kafejek.





TRANSPORT

Na wyspie można wynająć samochód, quad, skuter bądź osiołka ;). Również funkcjonuje bardzo dobrze komunikacja miejska, którą z różnych miejscowości dojeżdża się do stolicy, a następnie  w stolicy należy przesiąść się w autobus do dalszych miejscowości. Bilet autobusowy kosztuje ok. 1,20 euro. Osobiście podziwiam ludzi wynajmujących samochody na Santorini, ponieważ jazda po tamtejszych wąskich ulicach wydaje się zabójczo niebezpieczna. Ponadto Grecy średnio przestrzegają przepisów drogowych, więc ryzyko jest jeszcze większe.




LOKALNE PRODUKTY

Z Santorini warto przywieźć lokalne wino, kapary, liście kaparowe, orzeszki pistacjowe. Wszelka oliwa, która jest sprzedawana na Santorini, sprowadzana jest z Krety, ponieważ na Santorini jest zbyt niespokojny klimat dla uprawy drzewek oliwnych. Zbyt gwałtowny wiatr i mała ilość opadów nie sprzyja hodowli oliwek, więc oliwki i oliwę raczej lepiej kupować na Krecie (gdzie jest niesamowity wybór produktów z oliwek, zarówno do jedzenia, jak i kosmetycznych). Ze słodyczy musicie spróbować baklawy, której nie bójcie się kupić w sklepach – jest przepyszna! To rodzaj cieniutkiego jak pergamin ciasta (trochę podobne do ciasta francuskiego) nadziewane miodem, orzechami, pistacjami, migdałami. Miałam okazję oglądać produkcję lokalnej baklawy na Krecie, gdzie pewna babulinka zaprosiła nas do domu i w ogromnym pomieszczeniu, gdzie było niezwykle chłodno, na wielkim stole pod materiałem leżało cieniusieńko rozwałkowane ciasto na baklawę. Wracając jednak do Santorini można również komuś przywieźć w prezencie symbol wyspy – osiołka, który występuje w różnych postaciach – figurki, magnesy, pluszaki – co tylko dusza zapragnie ;). Ja zakupiłam sobie kubeczek z namalowanymi białymi domkami i widokiem na kalderę, który codziennie rano przy kawie przypomina mi o przepięknym Santorini.



Dodatkowe informacje praktyczne

Plaże są zazwyczaj kamieniste i czarne, dlatego warto zaopatrzyć się w gumowe buty do wchodzenia do wody. Na wyspie jest możliwość zwiedzenia również plaży czerwonej i białej.

Woda z kranu na Santorini średnio nadaje się do picia, ponieważ ze względu na deficyty wody woda z kranu to woda odsolona. Dlatego lepiej nie ryzykować i kupować wodę butelkowaną oraz mieć zawsze w pogotowiu leki na ewentualną klątwę Faraona.

Ze względu na duże różnice poziomów, pagórki, zawijasy wyspa raczej nie nadaje się do zwiedzania dla osób ograniczonych ruchowo. Same hotele zawierają liczne różnice poziomów często wymagających kilkakrotnego wspinania się po schodach. 

To chyba wszystko :)). Mam nadzieję, że miło Wam się czytało moją kartkę do dziennika z Santorini, a niedługo relacja z Korfu!